środa, 8 czerwca 2011

A czas mija...

Trudno jest to opisać słowami. Najpierw pojawia się niedowierzanie. Jak to? To niemożliwe. To się zdarza, owszem, ale w filmach. Później gonitwa myśli, co trzeba zrobić.

Udajemy się na policję, trzymając kurczowo zdjęcie zaginionej, ukochanej osoby. Próbujemy przypomnieć sobie, w co był ubrany, czy zachowywał się inaczej, czy miał nałogi, braki w uzębieniu, uszy wystające czy przylegające, kolor włosów, tatuaże oraz inne znaki szczególne. Z kim się spotykał, czy miał wrogów. I dochodzi do nas, jak mało znamy drugą osobę. Stres robi swoje. Za chwilę zapominamy czy buty były koloru białego, czy szarego, czy tatuaż był na lewej ręce czy prawej... Dostajemy zaświadczenie o przyjęciu zawiadomienia. I na pocieszenie słowa: proszę czekać. Jak będziemy coś wiedzieć, to zadzwonimy.


Czekamy, łapiąc się i wierząc jak dziecko, że policja za moment, za chwilę coś ustali i już nasz bliski będzie z nami. Mija godzina, jedna, druga, trzecia, mija noc, kolejny poranek. Na każdy dzwonek do drzwi, każdy sygnał telefonu stajemy na baczność. Odbieramy ze strachem i nadzieją. Zgłaszamy zaginięcie do fundacji - proszą, aby czekać. Analizujemy poprzedni dzień, tydzień godzina po godzinie. Nic się nie dzieje. Sąsiedzi patrzą z politowaniem, ci życzliwi rzucą w twarz, że pewnie w rowie leży albo łeb ukręcili. Plakatujemy, piszemy tysiące wiadomości w sieci, zrobiliśmy już wszystko. I teraz jest najgorsze. Całkowita bezradność, obojętność i tęsknota. Albo się jej poddamy, albo będziemy wierzyć, że wkrótce nasz mąż, syn, córka, rodzic stanie w drzwiach i opowie, gdzie był i dlaczego tak długo. Czekamy.

Już nikt z gazety nie dzwoni, już nikt nie pyta czy coś nowego wiemy. Jakby cały świat zapomniał o istnieniu zaginionego, a tylko my pamiętamy. Sąsiedzi i znajomi boją się pytać, więc powoli całkowicie się od nas oddalają. Po kolei odtwarzamy nasze życie już po. Nie śmiejemy się, nie wyjeżdżamy na wakacje, wszystkie ziemskie problemy schodzą na dalszy plan. Sensem życia staje się czekanie i nadzieja. I w takiej próżni możemy żyć nawet przez kilkanaście lat. W końcu sprawa zamknięta. Policja nie może zrobić już nic. Zostają buty w przedpokoju, płaszcz na wieszaku, nieprzeczytana książka, niewykupione recepty. I tęsknota. I ból.

Wierzę, że każdy w końcu znajdzie swoją drogę do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za komentarz. Włączona jest jego moderacja.Po akceptacji zostanie zamieszczony.