Tego dnia w całej Europie oraz na świecie organizacje pozarządowe skupione w federacji Missing Children Europe przypominają swych rządom i opinii publicznej o tym poważnym problemie społecznym. Na całym świecie 25 maja to dzień zaginionego dziecka.Jest to także dzień solidarności z cierpiącymi rodzicami, którzy do dziś nie odnaleźli swoich zaginionych dzieci. Koordynatorem działań w Polsce jest ITAKA – Centrum Poszukiwań Ludzi Zaginionych.
W Polsce co trzy dni ginie bez wieści dziecko, które nie skończyło siedmiu lat (115 w 2007 roku). Codziennie ginie dwoje dzieci w wieku 7 – 13 lat (805 w 2007). Każdego dnia policja przyjmuje zgłoszenia o 10 zaginionych nastolatkach w wieku 14-17 (3710 w 2007). Większość tych zaginięć wyjaśnia się, ale nie wszystkie szczęśliwie. Po każdym roku kilkadziesiąt spraw pozostaje niewyjaśnionych.
ITAKA – Centrum Poszukiwań Ludzi Zaginionych wymienia kilka podstawowych zasad, których przestrzeganie powinno uchronić dziecko przed zaginięciem:
W Polsce co trzy dni ginie bez wieści dziecko, które nie skończyło siedmiu lat (115 w 2007 roku). Codziennie ginie dwoje dzieci w wieku 7 – 13 lat (805 w 2007). Każdego dnia policja przyjmuje zgłoszenia o 10 zaginionych nastolatkach w wieku 14-17 (3710 w 2007). Większość tych zaginięć wyjaśnia się, ale nie wszystkie szczęśliwie. Po każdym roku kilkadziesiąt spraw pozostaje niewyjaśnionych.
ITAKA – Centrum Poszukiwań Ludzi Zaginionych wymienia kilka podstawowych zasad, których przestrzeganie powinno uchronić dziecko przed zaginięciem:
* Do 10 roku życia dziecko nie powinno zostawać samo w domu. Trochę starsze może zostać, ale na krótko. I pod warunkiem, że wie, gdzie są rodzice, zna do nich numer telefonu i potrafi zadzwonić.
* Kiedy ktoś puka do drzwi dziecko nie powinno ich otwierać. Powinno powiedzieć, że mama śpi, a u nas w domu mamy się nie budzi. Proszę przyjść później. Podobnie, gdy dzwoni telefon: mama śpi. Chodzi o to, by dziecko nie zdradziło, że jest samo. Bo jeśli dorosły ma złe intencje, to przedstawi się jako znajomy rodziców (sąsiad, wujek) i z łatwością przekona je, by mu otworzyło.
* Kiedy dziecko wraca ze szkoły i jest zaczepiane przez obcego, który budzi jego niepokój, musi od razu krzyczeć: nie znam tego pana! to nie jest mój tatuś! Powinno umieć krzyczeć głośno i bez skrępowania. Dorośli, kiedy słyszą krzyk dziecka muszą zareagować.
* Dzieci, także nastolatki, nie powinny jeździć tzw. okazjami.
* Dziecko nie powinno nosić koszulki ani tornistra z wydrukowanym imieniem. Kiedy obcy zwróci się do dziecka po imieniu, dziecko pomyśli, że to ktoś znajomy, któremu można ufać.
* Klucz na szyi dziecka, to informacja, że w domu nie ma rodziców.
* W domu, w widocznym miejscu rodzice powinni przykleić kartkę z numerami telefonów do policji, sąsiadów i krewnych.
* Dziecko powinno umieć rozpoznawać sytuacje groźne. Trzeba je tego uczyć nie budząc w nim lęku.
* Kiedy ktoś puka do drzwi dziecko nie powinno ich otwierać. Powinno powiedzieć, że mama śpi, a u nas w domu mamy się nie budzi. Proszę przyjść później. Podobnie, gdy dzwoni telefon: mama śpi. Chodzi o to, by dziecko nie zdradziło, że jest samo. Bo jeśli dorosły ma złe intencje, to przedstawi się jako znajomy rodziców (sąsiad, wujek) i z łatwością przekona je, by mu otworzyło.
* Kiedy dziecko wraca ze szkoły i jest zaczepiane przez obcego, który budzi jego niepokój, musi od razu krzyczeć: nie znam tego pana! to nie jest mój tatuś! Powinno umieć krzyczeć głośno i bez skrępowania. Dorośli, kiedy słyszą krzyk dziecka muszą zareagować.
* Dzieci, także nastolatki, nie powinny jeździć tzw. okazjami.
* Dziecko nie powinno nosić koszulki ani tornistra z wydrukowanym imieniem. Kiedy obcy zwróci się do dziecka po imieniu, dziecko pomyśli, że to ktoś znajomy, któremu można ufać.
* Klucz na szyi dziecka, to informacja, że w domu nie ma rodziców.
* W domu, w widocznym miejscu rodzice powinni przykleić kartkę z numerami telefonów do policji, sąsiadów i krewnych.
* Dziecko powinno umieć rozpoznawać sytuacje groźne. Trzeba je tego uczyć nie budząc w nim lęku.
Niestety codziennie w jakimś miejscu w Polsce i na świecie ginie bez wieści człowiek.
Część zaginionych udaje się odnaleźć, część sama wraca do domów, niektórzy zaś pozostają nieodnalezieni do końca życia. W dużej mierze problem zaginięć dotyczy także dzieci.
Jak podaje fundacja ITAKA: „w Polsce co trzy dni ginie bez wieści dziecko, które nie skończyło siedmiu lat. Codziennie ginie dwoje dzieci w wieku 7–13 lat. Każdego dnia policja przyjmuje zgłoszenia o 10 zaginionych nastolatkach w wieku 14–17”.
Solidaryzując się z osobami czekającymi na odnalezienie najbliższych i zwracając uwagę na skalę zaginięć, 25 maja obchodzimy Międzynarodowy Dzień Dziecka Zaginionego.
Przy okazji tego dnia warto się zastanowić, dlaczego w Polsce ginie tak dużo dzieci, a także, co można zrobić, by zaginionych było mniej. Najważniejszymi przyczynami zaginięć są ucieczki, zła opieka nad dzieckiem i uprowadzenia.
Kilkuletnie dzieci giną, ponieważ dorośli źle nimi się zajmują. Dziecko jest niezwykle ruchliwe i ciekawe świata, więc nawet chwila nieuwagi opiekuna może się skończyć nieszczęściem. Dziecko jest ponadto małe – może się łatwo zgubić w tłumie (np. w centrum handlowym).
Jeśli macie młodsze rodzeństwo, pamiętajcie, żeby nigdy nie zostawiać go bez opieki.
Giną jednak nie tylko małe dzieci, lecz także młodzież. Niektórzy młodzi ludzie, którzy mają problemy wieku dorastania, postanawiają uciec z domu. Ucieczka staje się wtedy próbą ucieczki od trudnej rzeczywistości. Również w tym przypadku wiele zależy od opiekunów, którzy bardzo często za późno reagują na niepokojące sygnały, nie rozmawiają z nastolatkami, nie przestrzegają ich praw.
Kolejną przyczyną zaginięć dzieci są porwania. Aby zminimalizować ryzyko ich wystąpienia, należy pamiętać o nierozmawianiu z obcymi (ważne w przypadku młodszych dzieci), niepodawaniu danych osobowych obcym ludziom, powiadamianiu bliskich (np. przyjaciół) o swoim miejscu pobytu. Można także ustalić z rodziną pewien znak (może to być np. jakiś charakterystyczny wyraz), który informowałby, że znaleźliśmy się w niebezpieczeństwie.
- Hipotezy o ucieczce z domu i nieszczęśliwym wypadku zostały zweryfikowane negatywnie - mówi policyjnym żargonem oficer sekcji poszukiwań Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach. Podobnie było w przypadku Basi, Sylwii,
Kuby i innych zaginionych na Śląsku dzieci. A to oznacza jedno - w zaginięcie musi być zamieszana jakaś dorosła osoba. Ktoś musiał je porwać.
Sprawę zaginięcia Mateusza bada specjalnie utworzony zespół sześciu policjantów. Minął okres pierwszej gorączki, teraz to już czysto operacyjna praca:
rozpytywanie ludzi, sprawdzanie napływających informacji. Jeśli chłopiec nie znajdzie się w ciągu najbliższych tygodni, zespół zostanie rozwiązany. Jednak poszukiwania potrwają do czasu, aż dziecko skończy (skończyłoby, gdyby żyło?) 23 lata.
Ale to oficjalnie. Bo co można zrobić? Policjanci, w których szafkach leżą akta zaginionych dzieci, próbują dopasować dawne sprawy do nowych. Może pojawi się jakiś trop. Ale czas mija, ślad robi się coraz zimniejszy, a życie toczy się dalej. Tylko rodzice nie chcą zrezygnować. Choć z czasem i oni tracą nadzieję.
Z mamą zaginionej Sylwii Iszczyłowicz pierwszy raz spotkałam się w 1999 roku, kilka dni po zaginięciu jej córki. Była, jak dziś matka Mateusza, potwornie zmęczona, zrozpaczona, ale pełna wiary. Potem z dnia na dzień ta wiara z niej uchodziła - dostawała coraz mniej informacji o toczącym się śledztwie, z czasem przestali dzwonić nawet proponujący swoje usługi jasnowidze i prywatni detektywi, dziennikarze nie prosili już o udzielenie kolejnego wywiadu. Pustka, nie wiadomo, co robić. Drugi raz rozmawiałyśmy po roku od zniknięcia jej córki. - Zrobiłam wszystko, co mogłam. I uświadomiłam sobie, że to już koniec, że nie ma już żadnych punktów zaczepienia - powiedziała mi wtedy.
Psycholog Joanna Heidtman mówi, że to moment krytyczny: dopóki działamy, mimo stresu i zmęczenia utrzymujemy psychiczną równowagę. Potem mobilizacja i stres wciąż są wysokie, ale już nie możemy nic konstruktywnego zrobić.
Jesteśmy bezsilni. - Słyszałam już wszystko: że ją zgwałcili, dusili, sprzedali na narządy. Usłyszałam rzeczy, które mogą zabić każdą matkę - opowiadała Ewa Iszczyłowicz.
Wciąż zadaje sobie pytanie: dlaczego spotkało to właśnie ją, komu zawiniła. Marzy, że Sylwia któregoś dnia zapuka do drzwi domu, że opowie, co się stało. Cuda się przecież zdarzają. - Żyję jak roślina - przyznała wreszcie i zaczęła płakać. - Nie potrafię się już śmiać ani cieszyć. Nie potrafię odpoczywać. To życie w ciągłym napięciu, oczekiwaniu, w ciągłej niepewności.Była w programie "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie", o Sylwii opowiadał Michał Fajbusiewicz. Ona sama wyłapuje w telewizji wszystkie informacje o zaginionych, czyta gazety. Zna doskonale sprawę Basi Majchrzak z Jastrzębia Zdroju. Chłonie wszystko. Bo a nuż porywacz, nigdy nie wątpiła, że jej małą ktoś porwał, odezwie się do niej?
Nadzieja budzi się, to straszne, ale właśnie wtedy, kiedy znika kolejne dziecko. Tak jak teraz Mateusz. Wtedy media przypominają niewyjaśnione sprawy sprzed lat i pokazują twarze zaginionych dzieci. Poza tymi dramatycznymi momentami zdjęcie Sylwii, Basi, Ani Jałowiczor i Iwony Wąsik można zobaczyć jedynie na internetowych stronach fundacji Itaka, jedynej organizacji w Polsce zajmującej się poszukiwaniem osób zaginionych. Tylko tam mało kto je ogląda.
W Stanach Zjednoczonych zaginionymi dziećmi i ich poszukiwaniem zajmuje się specjalna organizacja Narodowe Centrum do spraw Zaginionych i Wykorzystywanych Dzieci (NCMEC), założone w 1984 r. przez Johna i Reve Walsh, których syn Adam zaginął w 1981 r. Wcześniej przez trzy lata w równie tajemniczych okolicznościach zaginęło 28 innych dzieci. Sprawa przez tygodnie nie schodziła z okładek największych dzienników. To zmobilizowało do działań Kongres, który dofinansowuje centrum.
Dziś partnerami tego centrum jest 360 organizacji, a metody poszukiwania zaginionych dzieci są coraz bardziej oryginalne, ale dzięki temu skuteczne. Ich zdjęcia umieszczane są np. na kartonach mleka. Drukowane są też pocztówki z wizerunkami dzieci. Co tydzień do amerykańskich domostw wysyła się pocztą aż 79 milionów takich kartek - udaje się odnaleźć co szóstego zaginionego. Zdjęcia zawieszane są również na ścianach największej w USA sieci hipermarketów Wal-Mart. A w maju tego roku pojawi się nawet 39-centowy znaczek pocztowy poświęcony zaginięciom. Sama internetowa strona NCMEC (www.missingkids. com) notuje 2,8 mln wejść dziennie.
W Wielkiej Brytanii - podobnie jak w USA i 15 innych krajach - działa strona www.missingkids.co.uk (zaginione dzieci), na której są zdjęcia i informacje o zaginionych. Łącznie są tam dane trzech tysięcy dzieci. Stosuje się na nich komputerowe techniki aktualizujące wygląd dziecka zmieniający się wraz z upływem czasu. Także na niemieckiej stronie www.vermisste-kinder.de umieszcza się uaktualniane komputerowo portrety zaginionych (dzięki tej stronie udało się odnaleźć 41 dzieci).Polskiej fundacji Itaka (www.itaka.org.pl) nie stać na taki program komputerowy. Wciąż szuka sponsora, który opłaciłby zakup sprzętu i katalogowanie fotografii. Taki program byłby szansą, bo wraz z upływem lat nawet rodzice nie są w stanie powiedzieć, jak teraz może wyglądać ich dziecko. I chyba to jest w tym wszystkim najgorsze.
- Już lepiej wiedzieć, że dziecko nie żyje, a potem przeżyć żałobę, niż do końca dni żyć w niepewności - mówi Joanna Heidtman. Psycholodzy opisują żałobę jako "ścieżkę do przyszłości". Bo trudno zacząć nowe życie, nie rozliczając się ze starym. I choć po każdej stracie dziecka trudno żyć, to po takiej sypie się wszystko.Z Małgorzatą Majchrzak, mamą zaginionej przed sześciu laty Basi, rozmawiałam w ostatni piątek. Wciąż ma w domu ołtarzyk poświęcony córce: zdjęcia "Kręciołka" (Basia ma burzę blond loków na głowie), jej ukochane zabawki, książki, pamiętnik. Ale stara się nie spędzać przy nim zbyt wiele czasu. Zdaje sobie sprawę, że inaczej zatraciłaby się, a razem z nią wszyscy jej bliscy.
Tak było przez pierwszy rok po zniknięciu córki. Nie spała, nie jadła, łykała tylko proszki od bólu głowy, piła hektolitry kawy i wypalała dwie paczki papierosów dziennie. Ocknęła się, kiedy zauważyła, że zostawiła samym sobie trójkę pozostałych dzieci. Nie dość, że tęskniły za zaginioną siostrą, to jeszcze ona, matka, je opuściła. Dziewięcioletnia siostra Basi przestała mówić, jej starszy brat stał się agresywny. - Szukając Basi, zaniedbałam te dzieci, które mi zostały - opowiada Małgorzata Majchrzak. - Poszliśmy wszyscy na terapię do psychologa.
Ale Basia nie zniknęła z jej życia. Wciąż mówi o niej per mała, a potem łapie się na tym, że Basia miałaby dziś już siedemnaście lat. Biegnie na łeb, na szyję, kiedy dzwoni telefon. Zaginione dzieci w tajemniczy sposób zostają wirtualnymi członkami swoich rodzin. Nie można ich pochować, więc jest tak, jakby wciąż żyły, lecz za jakimś murem. - Ani przez chwilę nie zwątpiłam, że ona żyje - Małgorzacie Majchrzak łamie się głos. - Na pewno gdzieś tam jest, tylko my nie jesteśmy w stanie przeczesać całego świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za komentarz. Włączona jest jego moderacja.Po akceptacji zostanie zamieszczony.