Katarzyna Lato- Piotrowska- fundacja Itaka
Kasia Lato-Piotrowska skończy w tym roku 35 lat. Drobna, opalona brunetka, wyszła z domu. Jak co dzień. To był dzień po weekendzie majowym, tak ukochanym przez nas wszystkich. Kilkadziesiąt ogłoszeń zamieszczonych w prasie, w internecie, nie dały do chwili obecnej żadnej, choćby najmniejszej informacji.
Katarzyna zapadła się pod ziemię. Jej rodzina chwyta się każdej nadziei. Ostatnio skorzystali z usług jasnowidza. Osoba podała fakty z życia zaginionej, o których nie miała prawa wiedzieć. Sugeruje, że kobieta przebywa na terenie Niemiec i przemieszcza się z bezdomnymi. Ile w tym jest prawdy, nie wiadomo. Pewne jest jednak to, że należy zrobić wszystko, aby wykluczyć lub potwierdzić faktami taką informację.
Policja i fundacja Itaka po wieloletnich praktykach w zakresie zaginięć wspólnie twierdzą, że nie ma do dziś namacalnych dowodów na pomoc jasnowidzów w odnalezieniu zaginionych. Najsłynniejszy, bo medialny polski jasnowidz, Krzysztof Jackowski, wciąż jednak odbiera telefony od zrozpaczonych rodzin. Ile w jego działalności jest prawdy, a ile żerowania na ludzkim nieszczęściu trudno zmierzyć. Szczyci się bardzo dużą skutecznością i trafnością swoich wizji. Dlaczego jednak, gdy nie ma już nic do powiedzenia, przestaje odbierać telefony, o czym niech świadczą niezliczone komentarze na forach internetowych. Swoją działalnością przypomina mi „rekina” telewizyjnego, sławetnego Krzysztofa Rutkowskiego. Podjął się szukania Iwony Wieczorek. Zwoływał konferencję, rozmydlał i zamydlał. Dziś, gdy już nic nie ma do powiedzenia i temat się wyczerpał, zamknął sprawę. Stwierdził na koniec, że Iwona na pewno nie żyje, ale już nic nie może zrobić. Dawał nadzieję, by wkrótce ją odebrać.
Niech każdy znajdzie w sobie siłę, aby szukać zaginionego ze swojej rodziny na własny sposób. Niech zrobi wszystko, poruszy niebo i ziemię, aby znaleźć bliskiego. A gdy już wyczerpie wszystkie możliwości, będzie miał spokojne sumienie. Będzie mógł powiedzieć: zrobiłem wszystko.
ZAGINIONA BOŻENA ŚWIDERSKA - zaginęła 1 września 2009r
Po urlopie spędzonym nad morzem, pełna sił wróciła do życia w mieście. Z nową energią, z opalenizną, była gotowa znosić trudy życia i pracy.
Pani Bożena Świderska pierwszy dzień po skończonym urlopie wyszła z domu na przystanek autobusowy. Jej zachowanie nie wskazywało na to, że mogłoby zdarzyć się coś złego. Odległość z domu do pracy to około 15 kilometrów. Jechała autobusem linii 4 w Tychach. W autobusie tym widziała ją znajoma, która zapamiętała ten fakt, było to bowiem pierwsze spotkanie po dłuższej przerwie. Znajoma dokładnie opisała ubiór pani Bożeny: czarną sukienkę w drobne kwiatki i beżowe bolerko - i opis ten zgadzał się z ustaleniami śledztwa. Kobieta zapamiętała również, że Świderska miała ze sobą torbę z logo Akademii Ekonomicznej. Widziała, jak wysiadła ona z autobusu w pobliżu wiaduktu i poszła na trasę w kierunku Katowic Kostuchna. I tu ślad po pani Bożenie zanika. Nikt więcej nie zgłosił, aby posiadał jakiekolwiek informacje. O godzinie 9:00 rano zaniepokojony brakiem telefonu od żony, mąż dzwoni. Komórka już nie odpowiada. Nie mając żadnych niepokojących myśli, pan Świderski dzwoni do pracy żony. Tam uzyskuje informacje, że zaginiona nie dotarła tam. Wsiada w auto, objeżdża trasę z domu do pracy pani Bożeny. Nic jednak nie udało mu się ustalić.
Do poszukiwań rodzina zaangażowała firmę ochroniarską. Na ulicach wywieszono setki plakatów z informacją o zaginionej. Zaginięcie zgłoszono także na policji. Kobieta przepadła, rozpłynęła się. Ukazały się niezliczone publikacje, programy telewizyjne, w tym kryminalny 997. Do dziś nie wiadomo, jaki los spotkał Bożenę Świderską. Rodzina nadal nie ustępuje w poszukiwaniach. Trudno zgadnąć co się stało. Do głowy przychodzą tysiące myśli, tysiące rozwiązań i możliwych scenariuszy. Kiedyś w końcu zagadka się rozwiąże. I wtedy poznamy prawdę.
Pani Bożena Świderska pierwszy dzień po skończonym urlopie wyszła z domu na przystanek autobusowy. Jej zachowanie nie wskazywało na to, że mogłoby zdarzyć się coś złego. Odległość z domu do pracy to około 15 kilometrów. Jechała autobusem linii 4 w Tychach. W autobusie tym widziała ją znajoma, która zapamiętała ten fakt, było to bowiem pierwsze spotkanie po dłuższej przerwie. Znajoma dokładnie opisała ubiór pani Bożeny: czarną sukienkę w drobne kwiatki i beżowe bolerko - i opis ten zgadzał się z ustaleniami śledztwa. Kobieta zapamiętała również, że Świderska miała ze sobą torbę z logo Akademii Ekonomicznej. Widziała, jak wysiadła ona z autobusu w pobliżu wiaduktu i poszła na trasę w kierunku Katowic Kostuchna. I tu ślad po pani Bożenie zanika. Nikt więcej nie zgłosił, aby posiadał jakiekolwiek informacje. O godzinie 9:00 rano zaniepokojony brakiem telefonu od żony, mąż dzwoni. Komórka już nie odpowiada. Nie mając żadnych niepokojących myśli, pan Świderski dzwoni do pracy żony. Tam uzyskuje informacje, że zaginiona nie dotarła tam. Wsiada w auto, objeżdża trasę z domu do pracy pani Bożeny. Nic jednak nie udało mu się ustalić.
Do poszukiwań rodzina zaangażowała firmę ochroniarską. Na ulicach wywieszono setki plakatów z informacją o zaginionej. Zaginięcie zgłoszono także na policji. Kobieta przepadła, rozpłynęła się. Ukazały się niezliczone publikacje, programy telewizyjne, w tym kryminalny 997. Do dziś nie wiadomo, jaki los spotkał Bożenę Świderską. Rodzina nadal nie ustępuje w poszukiwaniach. Trudno zgadnąć co się stało. Do głowy przychodzą tysiące myśli, tysiące rozwiązań i możliwych scenariuszy. Kiedyś w końcu zagadka się rozwiąże. I wtedy poznamy prawdę.
Statystyki są nieubłagane. Corocznie przepada bez wieści piętnaście tysięcy osób. Większość z nich znajduje się. Pozostaje jednak odsetek osób trwale zaginionych. Jak to możliwe, że w dobie rozwiniętej techniki, ślad się urywa?
Jakby ktoś zapadł się pod ziemię, nikt nic nie słyszał, nikt nic nie widział. A rodziny na granicy szaleństwa szukają wszędzie. Co dzieje się z bliskimi, którzy przez kilkanaście lat czekają? Czekają na choć najmniejszy znak. Szukają pomocy u wróżek, jasnowidzów, tarocistów, różdżkarzy, runistów. Każdy mówi co innego, każdy ma inną wizję. Jak żyć, kiedy nie można przejść stanu żałoby i opłakać bliskiego. Jak żyć i nie wiedzieć, co się stało, codziennie mierzyć się z pytaniem: dlaczego? Analizować zachowanie zaginionej osoby, rozkładać jej życie na czynniki pierwsze. Z każdym dzwonkiem u drzwi mieć nadzieję, że oto stanie w nich ukochany syn, który wyszedł na uczelnię w 1993, albo córeczka, która bawiła się na podwórku pod oknem w 1997. Dziadek wyszedł zawołać ją na obiad, ale na jego nawoływania dziewczynka nie wróciła.
Stan, jaki przeżywają rodziny zaginionych jest gorszy od śmierci bliskiej osoby. Wiem, bo
Jakby ktoś zapadł się pod ziemię, nikt nic nie słyszał, nikt nic nie widział. A rodziny na granicy szaleństwa szukają wszędzie. Co dzieje się z bliskimi, którzy przez kilkanaście lat czekają? Czekają na choć najmniejszy znak. Szukają pomocy u wróżek, jasnowidzów, tarocistów, różdżkarzy, runistów. Każdy mówi co innego, każdy ma inną wizję. Jak żyć, kiedy nie można przejść stanu żałoby i opłakać bliskiego. Jak żyć i nie wiedzieć, co się stało, codziennie mierzyć się z pytaniem: dlaczego? Analizować zachowanie zaginionej osoby, rozkładać jej życie na czynniki pierwsze. Z każdym dzwonkiem u drzwi mieć nadzieję, że oto stanie w nich ukochany syn, który wyszedł na uczelnię w 1993, albo córeczka, która bawiła się na podwórku pod oknem w 1997. Dziadek wyszedł zawołać ją na obiad, ale na jego nawoływania dziewczynka nie wróciła.
Stan, jaki przeżywają rodziny zaginionych jest gorszy od śmierci bliskiej osoby. Wiem, bo
rozmawiałam z tymi ludźmi. Gdy ktoś umiera, odprawiamy pogrzeb, płaczemy, mamy miejsce
w postaci grobu, gdzie zawsze można pójść i się pomodlić. A rodziny, którym ktoś przepadł bez wieści, nie mają nic poza nadzieją. W końcu i ją tracą, klnąc Boga, aby wreszcie znaleźć ciało zaginionego.
W Polsce społeczeństwo jest wrażliwe: na biedę, choroby, bezdomność i krzywdę zwierząt. A zaginieni? Oprócz policji, fundacji Itaka, stowarzyszenia " Iwona" i strony Szukamywas.pl nie mają nic. A ludzie myślą: mnie to nie dotyczy, to jakaś abstrakcja, jak można zniknąć bez śladu. Otóż można. Przykładami mogę sypać jak z rękawa: Karolina, lat 14 wyszła z domu w 1999 roku. Do dziś policja nie ustaliła, co mogło z nią się stać. Jej mama już nie płacze, bo nie ma łez. Wypłakała ich morze. Mateusz bawił się z kolegami na podwórku. Kiedy nie wrócił do domu, zaniepokojeni rodzice najpierw sami przeszukali okolice, później powiadomili policję. Wielomiesięczne poszukiwania nic nie dały. Poza rzeczami chłopca, złożonymi w kostkę nad brzegiem rzeki, nic nie znaleziono. To już cztery lata. Ze zdjęcia uśmiecha się do mnie Małgosia, pracownica banku. Wróciła do domu z pracy i od tamtej pory nikt nic nie wie. Stateczna, wykształcona, mieszkała sama w Krakowie.
Co ludzie mogą zrobić dla zaginionych? Mieć oczy szeroko otwarte. Nie mijać plakatów z zaginionymi, nawet nie spoglądając. Patrzeć i widzieć. Jutro nasz mąż, siostra lub matka może nie wrócić i wtedy my będziemy potrzebować pomocy. Przecież to niewiele.
Andżelika Rutkowska |
Robert Wójtowicz |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za komentarz. Włączona jest jego moderacja.Po akceptacji zostanie zamieszczony.