środa, 27 kwietnia 2011

Wspomnienie o Joasi

Była szczęśliwa. Młoda, piękna, zdolna, dostała się na wymarzone studia. Chciała od życia więcej. Pewnego dnia ktoś brutalnie przerwał te marzenia, plany. Za plecami ma jezioro, na pierwszym planie ona. Czy wtedy wiedziała, że spotka na swej drodze złego człowieka, który bez namysłu odbierze jej życie, a rodzinie, córkę i siostrę?

Joasia była pierwszą zaginioną, której zniknięcie wywołało społeczną dyskusję. No bo jak to możliwe, że dziewczyna rozpłynęła się w drodze na stację kolejową. Rodzina Joasi odrzuciła od razu ucieczkę z domu, przecież dobrze ją znali. Wyszła i miała jechać na uczelnie, gdzie czekał ją egzamin. Nigdy tam jednak nie dotarła. Jedną z głównych tez stawianych przez policję było porwanie i uprowadzenie jej do domu publicznego gdzieś w Europie. W społecznym porywie, ludzie plakatowali zagranicę licząc na to, że dziewczyna się wkrótce znajdzie. Rodzice Joasi opłacali przez cztery długie lata abonament w jej telefonie, licząc, że kiedyś się odezwie. Mama codziennie wysyłała SMS-a, prosząc o odpowiedź zwrotną: dostarczono. Ta jednak nigdy nie nadeszła. W listopadzie trafiła w nas jak grom z jasnego nieba informacja, że znaleziono ciało młodej kobiety w okolicach, gdzie zaginęła Joanna. Każdy odsuwał od siebie myśli o najgorszym. Po ekspertyzach wykonanych przez policję poznaliśmy prawdę. Oto po czterech latach oczekiwania, przepełnionych bólem i nadzieją, rodzice w końcu mogli pochować swoją córkę i przeżyć godnie żałobę.

Do chwili, kiedy nie znajdziemy namacalnych dowodów, że osoba zaginiona nie żyje, dopóty żyć będziemy nadzieją, że wkrótce wróci. I opowie, gdzie była, co robiła i dlaczego tak długo jej nie było. Potem przytulimy ją do siebie i powiemy: to już minęło, witaj w domu. Wszystko, co złe mamy za sobą. 19 marca w Czechowicach odbył się marsz milczenia dedykowany zamordowanej Joannie. Ciszą chcieliśmy  przeciwstawić się wszechogarniającej przemocy i zaginięciom. Chociaż tyle możemy zrobić dla obcej nam osoby, ale równocześnie tak nam bliskiej. To mógł być każdy z nas.





Zabójca Asi był poczytalny

2011-05-06, 17:21
Zabójca Asi niepoczytalny?Asia Surowiecka

Zabójca Asi był niepoczytalny?Zabójstwo  Asi Surowieckiej
Mężczyzna podejrzany o zabójstwo Asi Surowieckiej, studentki z Czechowic-Dziedzic był poczytalny - uznali biegli po jego kilkutygodniowej obserwacji psychiatrycznej. Dziewczyna zaginęła w czerwcu 2006 roku, ponad cztery lata później policja zatrzymała podejrzanego o zabójstwo.
- Mamy już opinię biegłych. Nie ma wątpliwości, że w chwili podejmowania czynu mężczyzna był poczytalny - powiedział prokurator Bogusław Rolka z Prokuratury Rejonowej w Pszczynie. Dodał, że śledczy wykorzystali już zdecydowaną większość materiału dowodowego; postępowanie zmierza ku końcowi.

20-letnia mieszkanka Czechowic-Dziedzic zaginęła w czerwcu 2006 roku. Studentka Górnośląskiej Wyższej Szkoły Handlowej wyszła rano w kierunku dworca kolejowego w Goczałkowicach, miała jechać na egzamin. Do pociągu jednak nie wsiadła. Po zaginięciu dziewczyny prowadzono gruntowne poszukiwania, ale zakończyły się one fiaskiem.

W listopadzie ubiegłego roku policja zatrzymała w Legnicy podejrzanego o zabójstwo 36-letniego mężczyznę. Pracował tam przy wyrębie lasu. Na stałe mieszkał w okolicy Czechowic-Dziedzic. Ma żonę i dziecko. Nie był karany. Przyznał się do zbrodni i wskazał miejsce, w którym zakopał ciało. Było to nieopodal dworca kolejowego w Goczałkowicach, dokąd szła studentka. Prokurator Rolka dodał, że śledczy ustalili obecnie, że podejrzany aktywnie uczestniczył w poszukiwaniach dziewczyny. Grozi mu dożywocie.

zrodlo: czecho.pl

wtorek, 26 kwietnia 2011

Co czuje rodzina, bliscy osoby zaginionej



Trudno jest to opisać słowami. Najpierw pojawia się niedowierzanie. Jak to? To niemożliwe. To się zdarza, owszem , ale w filmach...Później gonitwa myśli, co trzeba zrobić. Udajemy się na policję, trzymając kurczowo zdjęcie zaginionej, ukochanej osoby. Próbujemy przypomnieć sobie w co był ubrany, czy zachowywał się inaczej, czy miał nałogi, braki w uzębieniu, uszy wystające czy przylegające, kolor włosów, tatuaże, i inne znaki szczególne. Z kim się spotykał, czy miał wrogów. I dochodzi do nas, jak mało znamy drugą osobę. Stres robi swoje. Za chwilę zapominamy czy buty były koloru białego czy szarego, czy tatuaż był na lewej ręce czy prawej...Dostajemy zaświadczenie o przyjęciu zawiadomienia. I na pocieszenie słowa: proszę czekać. Jak będziemy coś wiedzieć to zadzwonimy. To czekamy, łapiąc się i wierząc jak dziecko, że policja za moment, za chwilę coś ustali i już nasz bliski będzie z nami. Mija godzina, jedna, druga, trzecia, mija noc, kolejny poranek. Na każdy dzwonek do drzwi, każdy sygnał telefonu stajemy na baczność. Odbieramy ze strachem i nadzieją. Zgłaszamy zaginięcie do fundacji, proszą aby czekać. Analizujemy poprzedni dzień, tydzień godzina po godzinie. Nic się nie dzieje. Sąsiedzi patrzą z politowaniem, ci życzliwi rzucą w twarz, że pewnie w rowie leży albo łeb ukręcili. Plakatujemy, piszemy tysiące wiadomości w sieci, zrobiliśmy już wszystko. I teraz jest najgorsze...Całkowita bezradność, obojętność i tęsknota. Albo się jej poddamy albo będziemy wierzyć, że wkrótce nasz mąż, syn, córka, rodzic stanie w drzwiach i opowie gdzie był i dlaczego tak długo.

Wierzę, że każdy w końcu znajdzie swoją drogę do domu.

Mojemu ukochanemu mężowi na , którego czekałam...

Mojej rodzinie, która wierzyła razem ze mną....

Wszystkim tym, którzy nigdy nie przestaną szukać: Iwonce, Gosi, Grażynie, Lechowi, Iwonie, Marlenie, Zofii, Andrzejowi i innym...

Zaginął w Szczecinie młody chłopak MAX - ODNALEZIONY

Informacje z facebooka:

21-go kwietnia 17 -letni MAX  wyszedł z domu i dotychczas nie wrócił. Nie ma z nim żadnego kontaktu, nie wiadomo co się stało. Maxa POSZUKUJE POLICJA i FUNDACJA ITAKA. Jeśli ktokolwiek wie cokolwiek o losie MAXA prosimy o informacje tel. 91 483 25 31, 601534884 e-mail:piotr@bylewski.pl MAX mieszka z dziadkami (babcia?) Na gumiencach w Szczecinie i na tej dzielnicy takze byl ostatnio widziany. http://a6.sphotos.ak.fbcdn.net/hphotos-ak-ash4/215242_217381574940685_100000065317361_957387_4680650_n.jpg Zdjecie oficjalnego ogloszenia fundacji ITAKA, rozwieszone po calym szczecinie. http://zaginieni.pl/baza-danych-osob-zaginionych?id_o=73434313130323 Profil w bazie danych osob zagubionych http://screenshooter.net/7665597/cimgcriNajprawdopodobniejszym powodem ucieczki, zguby Maxa jest śmierć jego dziadka co moglo wywolac szok. TA GRUPA NIE JEST PO TO BY WNIOSKOWAC CO JAK GDYBY GDZIE ALBO, lecz zeby poinformować jak najwięcej osób o zaginieciu, o sposobie kontaktu w przypadku odnalezienia go i przekazywania jak najwiekszej ilosci informacji o ktorych nam wiadomo.




http://www.facebook.com/event.php?eid=167973629926391


fundacja Itaka


Dziś dowiedziałam się, że Maks niestety nie żyję. Bardzo nam przykro. Tak młody chłopiec, miał całe życie przed sobą . Rodzinie przyjaciołom, znajomym składam wyrazy współczucia.[*]

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Odnaleziony

FRANCISZEK SKORUPA


Swego czasu, gdy jeszcze uczestniczyłam w życiu strony szukamywas.pl, zgłosiła się po pomoc pani Jadwiga. Sytuacja wyglądała nieciekawie. Jej tato- Franciszek, został powołany do wojska, gdy córka miała zaledwie 6 miesięcy.

HISTORIA:


Mój zaginiony w zawierusze wojennej Tata - Franciszek Skorupa,
zam. po wojnie w Wielkiej Brytanii.

Moim marzeniem jest odnaleźć Tatę, dlatego zwracam się do wszystkich
ludzi dobrej woli o pomoc. Może ktoś zobaczywszy fotografię dostrzeże
podobieństwo wśród swoich bliskich. Byc może żyją jeszcze krewni mojego
Taty. Ostatnią i jedyną wiadomość otrzymałam od Niego z Anglii(jeśli to
faktycznie pisał On) w latach 60-tych.

ZAGINIONY PO WOJNIE W ANGLII

F R A N C I S Z E K S K O R U P A ..

ur.1919 r. we Lwowie
Imiona rodziców: Józef i Anna.
Jestem córką Franciszka. Z przekazów wiem, iż w 1940 r. w sierpniu został on powołany do wojska ( miałam wtedy 6 miesięcy).
Gdy miałam 1 rok matkę wywieziono na roboty przymusowe do Salzburga, w Austrii. Wychowywała mnie siostra matki.
Od tamtej pory nie widziałam mojej mamy.
Będąc pełnoletnią szukałam rodziców. Mamę odszukałam przez Polski Czerwony Krzyż w 1959 r. Miałam wtedy 19 lat.
Całe dorosłe zycie poszukiwałam również ojca, przez PCK i Ambasadę Wielkiej Brytanii w Warszawie.
W 1961 r. otrzymałam list z Anglii, napisany po polsku, że wszystkie
dane, o które pytałam i podałam dotyczące personaliów mojego ojca
zgadzaja się, lecz podczas wojny ojciec był ciężko ranny i nie
przypomina sobie, aby miał rodzinę w Polsce.
Nie wiem, czy to pisał on, bo nie mogłam tego sprawdzić.List niestety
zaginął, ale pamietam adres, który był na odwrocie koperty:

Franciszek Skorupa
ASHTON-U-LINE
42 Newman St
(ENGLAND)

Pomimo, iz wielkokrotnie wysyłałam listy i aktualne swoje zdjęcia i
zdjęcia mamy, nigdy juz nie otrzymałam żadnej informacj, ani odpowiedzi.
Dlatego zwracam się z prośbą do ludzi dobrej woli, którym nie jest obojętna moja bezskuteczna jak do tej pory sprawa, o pomoc.
Niestety nie znam języka angielskiego.
Z góry dziękuję za jakąkolwiek pomoc.
Jadwiga Stolarczyk /córka/





Dziś dzięki Facebookowi udało mi się odnaleźć krewnego- przyrodniego brata Stephena z Anglii-syna pana Franciszka. Wiemy już, że niestety pan Skorupa zmarł 5 la temu. Pani Jadwiga jednak odnalazła rodzinę. Dowie się w końcu jakie losy były jej ukochanego ojca, którego nigdy nie poznała.


Bardzo się cieszę:)

Gdzie jest moja mama?

                                                 Mamo wróć proszę...






Lilianna Kownacka
Małgorzata Klechniowska
Matka to zawsze matka. Dba o swoje dziecko, kocha je nad życie, przedkłada swoje dobro nad jego i troszczy się o nie, chucha i dmucha. Pewnego dnia jednak, wychodzi z domu i ślad się po niej urywa.

Dziecko czeka w oknie dzień, dwa, trzy, miesiąc, ale juz zaczyna do niego docierać, że mama nie wyszła na zakupy czy do pracy i że nie wróci zaraz. Obraz mamy zaczyna się rozmywać, dziecko przestaje pamiętać. Historia trzech kobiet, które różni wszystko: wiek, pochodzenie, wykształcenie, łączą dwie rzeczy: dzieci czekające na nie w domu i przepadnięcie bez śladu.

Artykuły o zaginionych

ZAGINIONA KATARZYNA LATO- PIOTROWSKA- zaginęła 4 maja 2010 r


Katarzyna Lato- Piotrowska- fundacja Itaka





Kasia Lato-Piotrowska skończy w tym roku 35 lat. Drobna, opalona brunetka, wyszła z domu. Jak co dzień. To był dzień po weekendzie majowym, tak ukochanym przez nas wszystkich. Kilkadziesiąt ogłoszeń zamieszczonych w prasie, w internecie, nie dały do chwili obecnej żadnej, choćby najmniejszej informacji. 

Katarzyna zapadła się pod ziemię. Jej rodzina chwyta się każdej nadziei. Ostatnio skorzystali z usług jasnowidza. Osoba podała fakty z życia zaginionej, o których nie miała prawa wiedzieć. Sugeruje, że kobieta przebywa na terenie Niemiec i przemieszcza się z bezdomnymi. Ile w tym jest prawdy, nie wiadomo. Pewne jest jednak to, że należy zrobić wszystko, aby wykluczyć lub potwierdzić faktami taką informację.

Policja i fundacja Itaka po wieloletnich praktykach w zakresie zaginięć wspólnie twierdzą, że nie ma do dziś namacalnych dowodów na pomoc jasnowidzów w odnalezieniu zaginionych. Najsłynniejszy, bo medialny polski jasnowidz, Krzysztof Jackowski, wciąż jednak odbiera telefony od zrozpaczonych rodzin. Ile w jego działalności jest prawdy, a ile żerowania na ludzkim nieszczęściu trudno zmierzyć. Szczyci się bardzo dużą skutecznością i trafnością swoich wizji. Dlaczego jednak, gdy nie ma już nic do powiedzenia, przestaje odbierać telefony, o czym niech świadczą niezliczone komentarze na forach internetowych. Swoją działalnością przypomina mi „rekina” telewizyjnego, sławetnego Krzysztofa Rutkowskiego. Podjął się szukania Iwony Wieczorek. Zwoływał konferencję, rozmydlał i zamydlał. Dziś, gdy już nic nie ma do powiedzenia i temat się wyczerpał, zamknął sprawę. Stwierdził na koniec, że Iwona na pewno nie żyje, ale już nic nie może zrobić. Dawał nadzieję, by wkrótce ją odebrać.

Niech każdy znajdzie w sobie siłę, aby szukać zaginionego ze swojej rodziny na własny sposób. Niech zrobi wszystko, poruszy niebo i ziemię, aby znaleźć bliskiego. A gdy już wyczerpie wszystkie możliwości, będzie miał spokojne sumienie. Będzie mógł powiedzieć: zrobiłem wszystko.



ZAGINIONA BOŻENA ŚWIDERSKA - zaginęła 1 września 2009r



Po urlopie spędzonym nad morzem, pełna sił wróciła do życia w mieście. Z nową energią, z opalenizną, była gotowa znosić trudy życia i pracy. 

Pani Bożena Świderska pierwszy dzień po skończonym urlopie wyszła z domu na przystanek autobusowy. Jej zachowanie nie wskazywało na to, że mogłoby zdarzyć się coś złego. Odległość z domu do pracy to około 15 kilometrów. Jechała autobusem linii 4 w Tychach. W autobusie tym widziała ją znajoma, która zapamiętała ten fakt, było to bowiem pierwsze spotkanie po dłuższej przerwie. Znajoma dokładnie opisała ubiór pani Bożeny: czarną sukienkę w drobne kwiatki i beżowe bolerko - i opis ten zgadzał się z ustaleniami śledztwa. Kobieta zapamiętała również, że Świderska miała ze sobą torbę z logo Akademii Ekonomicznej. Widziała, jak wysiadła ona z autobusu w pobliżu wiaduktu i poszła na trasę w kierunku Katowic Kostuchna. I tu ślad po pani Bożenie zanika. Nikt więcej nie zgłosił, aby posiadał jakiekolwiek informacje. O godzinie 9:00 rano zaniepokojony brakiem telefonu od żony, mąż dzwoni. Komórka już nie odpowiada. Nie mając żadnych niepokojących myśli, pan Świderski dzwoni do pracy żony. Tam uzyskuje informacje, że zaginiona nie dotarła tam. Wsiada w auto, objeżdża trasę z domu do pracy pani Bożeny. Nic jednak nie udało mu się ustalić.

Do poszukiwań rodzina zaangażowała firmę ochroniarską. Na ulicach wywieszono setki plakatów z informacją o zaginionej. Zaginięcie zgłoszono także na policji. Kobieta przepadła, rozpłynęła się. Ukazały się niezliczone publikacje, programy telewizyjne, w tym kryminalny 997. Do dziś nie wiadomo, jaki los spotkał Bożenę Świderską. Rodzina nadal nie ustępuje w poszukiwaniach. Trudno zgadnąć co się stało. Do głowy przychodzą tysiące myśli, tysiące rozwiązań i możliwych scenariuszy. Kiedyś w końcu zagadka się rozwiąże. I wtedy poznamy prawdę.

                                                 JAK KAMIEŃ W WODĘ


Karolina Siwek






Statystyki są nieubłagane. Corocznie przepada bez wieści piętnaście tysięcy osób. Większość z nich znajduje się. Pozostaje jednak odsetek osób trwale zaginionych. Jak to możliwe, że w dobie rozwiniętej techniki, ślad się urywa?

Jakby ktoś zapadł się pod ziemię, nikt nic nie słyszał, nikt nic nie widział. A rodziny na granicy szaleństwa szukają wszędzie. Co dzieje się z bliskimi, którzy przez kilkanaście lat czekają? Czekają na choć najmniejszy znak. Szukają pomocy u wróżek, jasnowidzów, tarocistów, różdżkarzy, runistów. Każdy mówi co innego, każdy ma inną wizję. Jak żyć, kiedy nie można przejść stanu żałoby i opłakać bliskiego. Jak żyć i nie wiedzieć, co się stało, codziennie mierzyć się z pytaniem: dlaczego? Analizować zachowanie zaginionej osoby, rozkładać jej życie na czynniki pierwsze. Z każdym dzwonkiem u drzwi mieć nadzieję, że oto stanie w nich ukochany syn, który wyszedł na uczelnię w 1993, albo córeczka, która bawiła się na podwórku pod oknem w 1997. Dziadek wyszedł zawołać ją na obiad, ale na jego nawoływania dziewczynka nie wróciła.

Stan, jaki przeżywają rodziny zaginionych jest gorszy od śmierci bliskiej osoby. Wiem, bo 
rozmawiałam z tymi ludźmi. Gdy ktoś umiera, odprawiamy pogrzeb, płaczemy, mamy miejsce 
w postaci grobu, gdzie zawsze można pójść i się pomodlić. A rodziny, którym ktoś przepadł bez wieści, nie mają nic poza nadzieją. W końcu i ją tracą, klnąc Boga, aby wreszcie znaleźć ciało zaginionego.
                                                                                                                                                                  
W Polsce społeczeństwo jest wrażliwe: na biedę, choroby, bezdomność i krzywdę zwierząt. A zaginieni? Oprócz policji, fundacji Itaka, stowarzyszenia " Iwona" i strony Szukamywas.pl nie mają nic. A ludzie myślą: mnie to nie dotyczy, to jakaś abstrakcja, jak można zniknąć bez śladu. Otóż można. Przykładami mogę sypać jak z rękawa: Karolina, lat 14 wyszła z domu w 1999 roku. Do dziś policja nie ustaliła, co mogło z nią się stać. Jej mama już nie płacze, bo nie ma łez. Wypłakała ich morze. Mateusz bawił się z kolegami na podwórku. Kiedy nie wrócił do domu, zaniepokojeni rodzice najpierw sami przeszukali okolice, później powiadomili policję. Wielomiesięczne poszukiwania nic nie dały. Poza rzeczami chłopca, złożonymi w kostkę nad brzegiem rzeki, nic nie znaleziono. To już cztery lata. Ze zdjęcia uśmiecha się do mnie Małgosia, pracownica banku. Wróciła do domu z pracy i od tamtej pory nikt nic nie wie. Stateczna, wykształcona, mieszkała sama w Krakowie.

Co ludzie mogą zrobić dla zaginionych? Mieć oczy szeroko otwarte. Nie mijać plakatów z zaginionymi, nawet nie spoglądając. Patrzeć i widzieć. Jutro nasz mąż, siostra lub matka może nie wrócić i wtedy my będziemy potrzebować pomocy. Przecież to niewiele.
Andżelika Rutkowska

Robert Wójtowicz





sobota, 23 kwietnia 2011

Zaginiona Marta Bieniaszewska z Pawłowic.

MARTA BIENIASZEWSKA


lat 20, zaginęła w Pawłowicach w woj. śląskim,



21 grudnia br zostanie wyemitowany program Interwencja na polsacie o godz. 16.15
                                                                      OKOLICZNOŚCI:
Marta mieszka w Pawłowicach . Dnia 09-06-2009r. o 7.00 rano we wtorek wyszła z domu i ślad po niej zaginął.(takie informacje podał jej mąż zgłaszając zaginięcie na Policji, ale jak było naprawdę nie wiadomo).Dzień przed zaginięciem kontaktowałam się z Martą telefonicznie, ponieważ miała egzamin na prawo jazdy, który niestety oblała. Nie załamywała się tym, wręcz przeciwnie od razu zapisała się na kolejny, który miał odbyć się w sierpniu 2009 roku ( byłam w tym dniu w WORD-zie, gdzie odbywają się te egzaminy i rozmawiałam z Panem, z którym miała mieć egzamin, ale niestety nie stawiła sie na niego).Potem pojechała do domu i tego dnia juz się nie odzywała, a następnego dnia (dzień zaginięcia)około godziny 10.00 rano próbowałam się do niej dodzwonić, ale jej telefon był już wyłączony.W godzinach popołudniowych zadzwonił do mnie jej mąż z zapytaniem czy nie ma u mnie Marty bo rano pojechała do Jastrzębia i nie można się do niej dodzwonić. Początkowo pomyślałam może jej się wyładował telefon, ale czas płynął, a Marta nie wracała do domu.O 20.00 skończyłam pracę i od razu pojechałam do nich do domu, wiedziałam że musiało się coś stać bo Marta nigdy wcześniej nie znikała na cały dzień. Krzysiek jej mąż zapewniał mnie,że nie wie co mogło się stać i że nawet sie nie pokłócili, żeby mogła tak wyjść i się nie odzywać, a po za tym zawsze jak było coś nie tak to dzwoniła albo przyjeżdżała żeby się poradzić i wygadać.Jeszcze tego samego wieczoru Krzysiek jej mąż pojechał na Policję i zgłosił zaginięcie no i zaczął się koszmar, który trwa do dziś.Kilka dni po zaginięciu Marty wydrukawałam plakaty z jej zdjęciem opisem i numerem telefonu kontaktowego i wspólnie ze znajomymi całe Jastrzębie i Pawłowice było obklejone jej zdjęciami.Było kilkanaście różnych dziwnych telefonów, ale żadne z nich nic nie wskazywalo na to, że to właśnie o Martę chodziło.Było nawet podejżenie,że Marta mogła wyjechać do Londynu, bo ma tam kolegę z któtym podobno pisała e-maile, a paszportu Marty nie można było znaleść w domu, ale ja osobiście rozmawiałam z tym chłopakiem i zapewniał mnie,że Marty u niego nie ma.
Pszczyńska Policja w tej sprawie zrobiła niewiele.Wspólnie z rodziną i znajomymi przeczesaliśmy pobliski lasek w Pawłowicach bez pomocy ze strony Policji bo dla nich to była chyba zbyt błacha sprawa. Krzysiek pojechał nawet do jasnowidza Jackowskiego, ale z tego co on opisał nic nam sie nie zgadzało, ale w Łodzi bo na tą miejscowość wskazał Pan Jackowski tak na wszelki wypadek zostały rozwieszone plakaty o zaginięciu Marty, niestety nie było żadnego odzewu.Ja 09.06.2010 w równy rok od zaginięcia Marty byłam u wrózki, która powiedziała mi, że Marta żyje.
Jakieś pół roku temu jej mąż złożył pozew o separację, która została przyznana. Walczył również o pozbawienie Marty praw rodzicielskich nad ich synkiem. rozwód został orzeczony 31.03.2011r.



FAKTY:


Moja siostra Marta Bieniaszewska zaginęła 9 czerwca 2009r . Podejrzane zachowanie męża mojej siostry jest przez policje całkowicie ignorowane. Większość faktów wskazuje na to, że mój szwagier może mieć coś wspólnego ze zniknięciem mojej siostry. Proszę o nagłośnienie sprawy bo wiem, że to jedyna szansa na poznanie prawdy o tajemniczym zaginięciu mojej ukochanej siostry.
Marta ma synka, Olivierka, nigdy nie zostawiłaby go i nie uciekła jak twierdzi jej mąż. Po ok. miesiącu od zaginięcia wyłączył się całkowicie z poszukiwań, poznał inną kobietę i ona się do niego wprowadziła.Pod koniec lipca złożył wniosek o separację Następnie wpadł na pomysł wymeldowania mojej siostry z ich wspólnego mieszkania pod jej nieobecność. Nie utrzymywał z nami żadnego kontaktu i zabronił nam się kategorycznie spotykać z dzieckiem mojej siostry, co było dla mnie i naszej mamy ogromnym ciosem. Po kilku miesiącach zmienił nagle zdanie i już mogłyśmy widywać małego. Dowiedziałam się, że poznał w tym czasie kolejną dziewczynę, która ma roczne dziecko, i do dziś mieszkają razem. Następnie złożył wniosek o alimnety. Dostał pozytywny wyrok, jednak alimnety są nieściagalne ponieważ nie można ich ściągnąć od osoby zaginionej. Następnie zgłosił do fundacji Itaka, że siostra już nie jest zaginiona i ściągnał jej dane z bazy fundacji. Na policji kilkakrotnie zmieniał zeznania. 31 marca ma się odbyła się sprawa rozwodowa z powództwa męża Marty. Dostał rozwód a mojej siostrze zabrano prawa rodzicielskie.Zachowanie mojego szwagra jest dziwne. Sądzę, że miał coś wspólnego ze zniknięciem mojej siostry. Teza o zaginięciu została przyjęta w oparciu o jego słowa. Nikt tego dnia nie widział ani z sąsiadów, ani przechodniów, że wychodziła z budynku.
Chcę walczyć o dobre imię mojej zaginionej siostry i błagam o pomoc. Na organy ściagnia nie mogę liczyć. Podczas całej nieobecności mojej sisotry policjant prowadzacy jej sprawę odezwał się do mnie tylko 2 razy i to też tylko na moją prośbę. Policja przyjmując zeznania Krzysztofa i dając wiarę jego zeznaniom nie zrobiła nic aby zbadać sprawę pod kątem możliwości popełnienia przestępstwa.




A MY CIĄGLE NIE TRACIMY NADZIEI...


Wychodząc z domu, każdy ma nadzieję, że do niego powróci. Za godzinę, lub kilka, ale wróci. Do znajomych ścian, zapachu pokoju, ulubionego fotela, i stolika na którym została otwarta książka. Jeszcze tyle stron zostało do przeczytania, jeszcze tyle rzeczy jest do zrobienia. Wychodząc z domu nie mamy świadomości co pokieruje nami, jaki los jest dla nas przygotowany. W naszej świadomości nie ma słowa: zaginięcie. No bo jak to możliwe, że po kimś ślad się urywa. Pozostaje pustka.

Marta Bieniaszewska według zeznań męża wyszła z domu ok. godziny 7 rano 9 czerwca 2010 r w Pawłowicach, woj. Śląskie. Miała wtedy 20 lat. Młoda dziewczyna, matka małego chłopca. Tyle miała planów, tyle nadziejii. Był piękny czerwcowy poranek. Żadne znaki na niebie i ziemi nie wskazywały na to, że Marta już do domu nie wróci. Jej synek mamy nie pamięta, bo był zbyt malutki. Jakie będzie jego życie, gdy już zacznie rozumieć. Jeszcze tego samego dnia, mąż dziewczyny pojechał i zgłosił jej zaginięcie. Nieprawdą jest, że policja może przyjąć zawiadomienie po 48 godzinach. Gdy bliscy uznają, że takie zachowanie jak brak kontaktu z osobą, kilkugodzinne przebywanie poza domem nie jest w granicach normy zachowania ich bliskiego, policja MUSI przyjąć zgłoszenie. Należy nalegać na wydanie zaświadczenia o przyjęciu zawiadomienia. Do rodziny Matry dochodziły różne sygnały, jednak po sprawdzeniu żadne z nich nie były prawdziwe. Co mogło stać się z dziewczyną?! Do dziś jej bliscy nie mogą otrząsnąć się z tragedii jaką niewątpliwie było nagłe zniknięcie ich siostry, córki, żony a dla dziecka najważniejszej istoty: mamy.











KTOKOLWIEK MÓGŁBY SIĘ PRZYCZYNIĆ DO ODNALEZIENIA MARTY PROSZONY JEST O KONTAKT Z POLICJĄ, FUNDACJĄ ITAKA, STOWARZYSZENIEM "IWONA" LUB ADMINISTRACJĄ BLOGA. GWARANTOWANA ANONIMOWOŚĆ



piątek, 22 kwietnia 2011

Fundacje, stowarzyszenia, strony www

Poza wsparciem policji można skorzystać z form pomocy:

Fundacja Itaka, która osiąga sukcesy odnajdując szczęśliwie zaginionych. Publikują zdjęcia w formach masowego przekazu, kontaktują się ze swoimi źródłami, dają wsparcie psychologa, prawnika.

strona ineternetowa: zaginieni.pl



Blog o zaginionych prowadzony przez mamę Michała Masztafiaka


Blog prowadzony i dedykowany dla wszystkich zaginionych a w szczególności zaginionemu Michałowi, synowi autorki. Gosia propaguje wizerunki zaginionych na facebooku, naszej klasie i swoim blogu.

http://zaginieniposzukiwani.blogspot.com


Stowarzyszenie " ROZA"


Stowarzyszenie dopiero rozpoczyna działalność. Inicjatorem jest pan Lech Wójtowicz, ojciec zaginionego Roberta.


Skupia rodziny zaginionych dając wsparcie duchowe. 


http://www.stowarzyszenie-roza.pl/

Gdzie szukać pomocy

Gdy zaginie osoba pierwszymi krokami jej bliskich jest zgłoszenie na policję. Mitem jest odczekiwanie 48 godzin.

Rozporządzenie komendanta głównego policji: